Zdradliwa wena, raz jest, a raz jej nie ma. Klasyka, pięknie powiedziana w dodatku. Jeśli wena jest w człowieku to bajka normalnie. Siada się i się pisze. Flow nakręca jak zastrzyk dopaminy, nawet nie trzeba myśleć za bardzo, literki same układają się w słowa, słowa w zdania a to wszystko w całkiem sensowną całość. A jak weny brak? Opcje są dwie. Albo zamknąć ryj i się nie artykułować bo i tak nic z tego nie będzie albo poszukać natchnienia na własną rękę. Sposoby są różnie. Jeden jedzie do Indii na rok, drugi znajduje kochankę 20 lat młodszą albo starszą, w zależności od zasobności portfela i upodobań, jeszcze inny wali heroinę bez opamiętania w nadziei że znajdzie inspirację w samotności i bez zbędnego latania samolotem.
Na pierwszą opcję mnie nie stać, opcja druga mogłaby być ciekawa ale mogłaby też się nie spodobać Księżniczce, także odpuszczam. Opcja numer trzy odpada z prostej przyczyny: z racji mojego peselu nie kwalifikuję się już do klubu 27, więc najzwyklej w świecie nie chcę. Jestem prosty chłopak, więc natchnienia szukam raczej w przyziemnych sytuacjach. Raz pobajdurzę z menelem pod biedronką, innym razem Nie poczytam, jeszcze innym największego plotkarza na osiedlu zapytam "co słychać". Dzisiaj w biedronce nie byłem a na osiedle może wyjdę jak zima pójdzie, więc tematu na posta poszukałem w necie. Żeby dużo nie szukać strona startowa czyli onet. Jakoś tak zakładam, że 90% użytkowników internetu w Polsce ma go ustawionego jako stronę startową. Nie wiem czy to prawda, ale jak widzę u kogoś, że włącza się wp to jestem zdziwiony. Być może - przynajmniej w moim przypadku - jest to pozostałość z czasów, w których z siecią łączono się za pomocą modemu o przepustowości 56 kilobajtów, a polski internet w sumie miał osiem stron i zawsze wydawało mi się, że onet był tą pierwszą. Także prywatne założenie miałem takie, że onet jest swego rodzaju opiniotwórczym głosem internetu. Uczciwie rzecz biorąc nigdy tego nie weryfikowałem, bo wszystko co można opisać słowem "opiniotwórcze" kojarzy mi się z praniem mózgu, a takie atrakcje nie są mi do szczęścia potrzebne. To, że onet jest u mnie stroną startową, nie oznacza, że ją czytam. Po prostu jest. Dzisiaj jednak poczytałem w nadziei, że znajdę tam coś co skłoni mnie do jakichkolwiek głębszych przemyśleń.
Od góry lecąc mamy nowego papieża. Zdjęcia na rowerze, jakieś brudy z młodości i pytanie czy papież umie po polsku. Moja refleksja: poprzedni umiał, więc ten też musi. Amen. Ale o papieżu pisał nie będę. Z religii zawsze byłem słaby, nie bardzo ogarniam te wszystkie namaszczenia, beatyfikacje i inne konklawe. Nie moja działka. Jest też o katastrofie samolotu. Ale nie Tego. Innego, wydarzenia sprzed 30 lat. Tyle, że widząc cokolwiek co ma w jednym zdaniu "samolot" i "katastrofa" od razu doszukuję się "spisku" więc też odpuszczam. Sprawa świeża, temat śliski, nie dla mnie. Jeszcze będę musiał samobójstwo popełnić, wolę lepiej nie. Dalej czytam, że jakąś gwiazdę, która nie wygląda na swój wiek złapali jak prowadziła auto pod wpływem. Refleksja: widać dobrze się balsamuje, skoro wygląda lepiej niż powinna. Tyle, że to średni news. W zasadzie codziennie jakiegoś aktorzynę łapią na bańce, więc mam taką propozycję dla onetu: tam gdzie macie zakładkę z pogodą na dzisiaj i wymienione imiona solenizantów, dodajcie jeszcze rubrykę "pijany artysta dnia". Będziecie tylko wklejać zdjęcie facjaty, ewentualnie wynik w promilach. Co miesiąc jakieś wyróżnienie dla najlepszego, a na koniec roku głosowanie esemesowe, wręczenie złotej szklanki i samochód dla zwycięzcy żeby miał szansę powtórzyć sukces w następnej edycji. O artystach mógłbym się rozpisać, szczególnie tych naszych, pokroju braci M. ale jakoś nie dzisiaj. Zostawię ich sobie na inną okazję. Jest też i niezawodny sposób na cellulit. Nie dotyczy, nie znam, nie czytam. Piętro niżej nagłówek krzyczy do mnie, że najpiękniejsza polska para pokazała syna. Na co ja krzyczę do Księżniczki, czy mamy syna. Nie mamy. I córki też nie. Czyli jakaś kaczka dziennikarska. Nie czytam. Stwierdzam, że gdybym kliknął w jeden z tych tytułów to inspiracji nie znajdę żadnej. Znajdę się za to w tej "dziwnej" części internetu, którą lepiej omijać z daleka. Rzut oka zatem na rubrykę biznes i cztery z dziesięciu tytułów dotyczą nowych podatków. Panie Tusku, chyba co innego Pan obiecał? Nie klikam, pieprzę. Jest za to coś co mnie zainteresowało: polscy pasażerowie nie są do tego przyzwyczajeni. Myślę: pociąg przyjechał na czas. Albo w ogóle przyjechał. Albo torów nie ukradli. Albo na dworcu nie śmierdzi. Albo studenci będą mieli zniżkę. Albo na święta wszyscy dojadą. Klikam. Pobite gary. Coś o arabskim locie i kartach kredytowych. No tak, do tego to polscy pasażerowie na pewno nie są przyzwyczajeni. Treść z dupy ale tytuł chwytliwy. Nie przeczytałem. Gdzieś tam dalej, że Cichopkowa schudła, a Naomi Cambell ma wielkie stopy i popękane pięty. Co mnie to kurwa obchodzi? Kto to właściwie pisze i dla kogo? Porównałbym onet do fakta, ale tam przynajmniej można się dowiedzieć, że żelazko zaatakowało panią Krystynę (67 l.) a na ostatniej stronie jest fajna dupa.
Inspiracji nie znalazłem. Może innym razem.
Inspiracji nie znalazłem. Może innym razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz